XV niedziela zwykła C (komentarz) 14.07.2019

I czytanie: Pwt 30,10-14

Ps 69,14.17 i 30.31 i 36ab i 37

II czytanie: Kol 1,15-20

Ewangelia: Łk 10,25-37

Komentarz:

Poza podstawowym wezwaniem do troski o innych, Ewangelia XV niedzieli zwykłej roku C przypomina nam też, że niekiedy zbyt łatwo szufladkujemy ludzi.

A przecież czasami ludzi, którzy gorliwie spełniają praktyki religijne mogą się okazać ludźmi bez serca, zaś ci, których mielibyśmy ochotę przekreślić, okazują pomocną dłoń.

Czy jednak na podstawie dzisiejszej Ewangelii można z łatwością wskazać, że ci, którzy są na co dzień daleko od Pana i od praktyk religijnych, ale pomagają ludziom, dostąpią zbawienia? Żadną miarą. Warto zwrócić uwagę na początek tej Ewangelii, który łatwo można przeoczyć. Jezus potwierdza, że aby dojść do zbawienia, potrzeba przestrzegać całego przykazania miłości: kochać bliźniego, lecz także – a może przede wszystkim – miłować Boga. Cała przypowieść o miłosiernym Samarytaninie zaś jest tylko doprecyzowaniem dotyczącym części przykazania o miłości człowieka. W tej rozmowie konieczność miłowania Boga ponad wszystko była bowiem niekontrowersyjna.

Dzisiejsza Ewangelia stawia też każdemu chrześcijaninowi wysoko poprzeczkę w kwestii relacji z innymi – zawsze wtedy, gdy wymaga tego sytuacja, jesteśmy zobowiązani do dbania o dobro bliźniego. Nie wolno nam się od okazywania miłości dyspensować. A ile razy zdarza się nam, zdarza się mnie, przejść obojętnie wobec potrzebującego pomocy – i to w bardzo różnych kwestiach – bliźniego?

Myślę też, że tę ewangeliczną przypowieść warto czytać łącznie z krótkim fragmentem szóstego rozdziału Pawłowego Listu do Galatów: W czynieniu dobrze nie ustawajmy, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy. A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza naszym braciom w wierze. (Gal 6,9-10).

Ten fragment listu również mówi o pomaganiu, służeniu ludziom w kontekście zbawienia. Podkreśla wartość dobrych uczynków. Ale też podpowiada nam wobec kogo w pierwszym rzędzie mamy obowiązek służby. Przede wszystkim jesteśmy zobowiązani do czynienia dobrze braciom w wierze. Można by rozciągnąć rozumienie tego przywileju i dopowiedzieć: w pierwszej kolejności jesteśmy zobowiązani do służenia najbliższym. Nie marnujmy więc okazji do służenia bliźnim, ale pamiętajmy równocześnie, że podstawowe zadania w tym względzie dotyczą ludzi, z którymi żyjemy na co dzień. Chyba że ktoś ma specjalne powołanie misyjne lub dotyczące pomocy potrzebującym.

Na koniec chcę zwrócić uwagę na pewną kwestię językową, wartą doprecyzowania. Znamy dwie główne przypowieści, w których tytułach pada określenie „miłosierny”: o miłosiernym ojcu (lub o synu marnotrawnym) oraz o miłosiernym Samarytaninie. Warto zwrócić uwagę, że słowo „miłosierny” występuje tutaj w różnych znaczeniach. Miłosierny ojciec to ten, który przebacza. I w takim znaczeniu słowa „miłosierny” używamy najczęściej współcześnie. Tymczasem miłosierny Samarytanin nie jest tym, który przebacza, ale tym, który lituje się nad potrzebującym. W tym kontekście wyraz „miłosierny” brzmi już trochę archaicznie. Wprawdzie zdarza się jeszcze czasem, że mówimy o pełnieniu „dzieł miłosierdzia”, częściej jednak mówimy o „pomocy potrzebującym” czy „służbie bliźnim”. Można półżartem powiedzieć, że miłosierny Samarytanin to taki „poprzednik” tych, którzy służą najbardziej potrzebującym w krajach naszej cywilizacji i w krajach Trzeciego Świata.